Dzień Siedemdziesiąty Pierwszy
Mobilizacja
Zbliża się 9 maj. Parada zwycięstwa nad nazizmem coraz bliżej, tylko zwycięstwa nad nazistami brak. Budzi to pewien niepokój, i to chyba we wszystkich krajach świata. Choć z powodów różnych, zależnie od lini frontu. W Moskwie trwają ostatnie przygotowania do defilady. Ponoć będzie skromniejsza niż poprzednie. Ale oczywiście główne pytanie co też Putin może w ten dzień zrobić. Oczywiście najchętniej by to zwycięstwo ogłosił. Ale szanse na nie bliskie zeru, zwłaszcza w pozostałym czasie. Co zresztą już jest kolejnym sukcesem Ukrainy. Co innego może zrobić? Duże obawy są o ogłoszenie pełnej wojny i pełnej mobilizacji. Czy to możliwe? Oczywiście. Czy mogą to zrobić? Jak najbardziej. Czy to będzie dobry ruch? No właśnie... niekoniecznie. Jakie będą korzyści? Możliwość przestawienia gospodarki na tryb wojenny. Masowy pobór który pozwoli wystawić ogromną, potencjlanie milionową armię której mocno brakuje. Może trochę większa moblizacja społeczeństwa. Wreszcie wprowadzenie prawa wojennego. To ostatnie jest ciekawe. Bo obecnie, przynajmniej z punktu prawnego, wojny nie nia. Co rodzi dość nieoczekiwane komplikacje. Bo na przykład okazuje się, że żołnierze mają w zasadzie prawo odmówić wykonania rozkazu. Na przykład odmówić wyjazdu na Ukrainę. I okazuje się że nie za bardzo można im coś większego zrobić. Oczywiśćie, jest presja, jest krzyk, groźby. Tyle że bezpodstawne. Nawet do więzienia nie można za to trafić (z reguły). Jedyna realna konsekwencja to wyrzucenie z wojska. Co może być nie najgorszą alternatywą wobec opcji użyźnienia swoją osobą ukraińskich czarnoziemów. Okazuje się że nawet niekoniecznie takie osoby są wyrzucane, część jest trochę szykanowana, ale nawet pracują dalej. Bo nie bardzo kto ma ich zastąpić. Na froncie może być już mniej formalnie, Kadyrowcy mogą strzelić w plecy, ale to już patologia a mniej system. W zasadzie faktycznie konsekwencje można ponieść tylko wtedy gdyby zostało udowodnione przed sądem że że odmowa wykonania rozkazu spowodowała realne straty o dużej wartości. Co może być do zrobienia już na froncie, ale raczej jest trudne w razie samej odmowy wyjazdu. Natomiast stan wojny by to zmienił, wtedy za odmowę wykonania rozkazu w stanie wojny może groźić bardzo surowa kara, łącznie z najwyższą. Tak więc jest pewien pakiet korzyści. Ale nie ma nic za darmo, a już szczególnie w ruskim mirze. Jakie widzę ryzyka takiej decyzji? Pierwsze dość oczywiste - to by było wielkie przyznanie się do porażki. Jasny dowód na to że specoperacja się nie udała. Co ruskiemu ludowi może się nie spodobać, a Wołodia porażek nie lubi. Oczywiście porażek innych, bo sam przecież ich nie ma na koncie, prawda? Dalej, przecież Ukraina miała być po prostu trochę zbuntowaną prowincją Rossiji. Coś jak Taiwan dla Chin. Takim skrawkiem Rossiji opanowanym przez ukraińskich nazistów. No a takie wypowiedzenie wojny by było jednak jakimś tam nadaniem jej podmiotowości i atrybutu jednak pełnopranego, wrogiego państwa. No nie do końca to się pokrywa z obowiązującą narracją, i rodzi kolejne kłopotliwe pytania. Choćby o to jak władza mogła dopuścić do powstania u granic tego potężnego wroga. No dobra, pewnie odpowiednie pranie mózgów i dawka propagandy jakoś lepiej lub gorzej sobie poradzi z tymi problemami. Coś jeszcze? Tak. Choćby aspekt finansowy. I to w wielu płaszczyznach. Samo utrzymanie takiej potężnej armii będzie kosztować krocie. A nawet na mniejszą dzisiejszą ledwo starczało. Tych ludzi trzeba karmić, umundurować, dać sprzęt. Wreszcie uzbroić. To są koszty gigamtyczne. A nawet weźmy samo uzbrojenie. Niby jest go dużo w magazynach. Ale ile z tego sprawne? Ile będzie kosztować przywrócenie tego złomu do stanu używalnośći? Ile będzie braków które trzeba będzie uzupełnić? Kolejne miliardy. A przecież jeszcze ci ludzie zostaną zabrani z gospodarki. Przestaną generować produkcję i dochody, a zaczną generować koszty. A ta gospodarka i bez tego ma cięzki czas przed sobą i spore załamanie, które się tylko powiększy wielokrotnie. Stać ich na to? Kolejna rzecz to jaka będzie prawdziwa wartośc takiej armii z poboru. Teraz na Ukrainie walczą głównie żołnierze zawodowi. Jak im idzie każdy widzi. Mają najllepszy dostępny w armii orków sprzęt. Jak się sprawuje każdy widzi. Mają dla siebie całą logistykę i zaopatrzenie. Na ile to wystarcza - każdy widzi. Jak skuteczna i wyszkolona będzie banda poborowych? Jak się będą spisywały stare generacje sprzętu z rezerw mobilizacji? Jak tę hałąstrę bedą w stanie zaopatrywać w broń, amunicję, żywność i paliwa jeśli już teraz to są problemy? Na ile ta armia będzie skuteczną siłą bojową a na ile mięsme armatnim? Niech sobie każdy odpowie. A to jeszcze nie koniec. Tych rezerwistów trzeba praktyczne od nowa przeszkolić. To po pierwsze zajmie kilka dobrych miesięcy. Czy mają tyle czasu? Po drugie ktoś ich musi szkolić. Tylko kto jak większość armii jest na Ukrainie, zajęta walką? Gdy wielu doświadczonych żołnierzy już poległo? Owszem paru ludzi wyszkolić można, ale kilkaset tysięcy? Zupełnie inna skala problemu. Dalej sprzęt. Podobnie jak ludzie będzie 2 czy 3 kategorii. Najlepszy jest na froncie. W magazynach stary, niekoniecznie sprawny, często już przestarzały. Produkcja nowego, nowoczesnego przy obecnych sankcjach jest mocno utrudniona. I bardzo droga. Więc dobrego sprzętu nie będzie też. No i ostatni argument - czy lud rosyjski faktycznie łyknie to wszystko? Bo wiecie, póki walczy z nazistami nasza armia to super. Niech im spuszczą łomot. Bo przecież spuszczają, prawda? Tak mówią w TV i piszą w gazetach przecież. Popieramy tę walkę z nazizmem! Ale w chwili jak człowiek sam dostaje powołanie na taką wojnę to mu się zaczyna włączać tryb podejrzliości. A choćby takie proste pytania jak tam jest? Skoro mnie potrzebują to może nie do końca tak jak TV pokazuje? Syn sąsiada zdaje się że tam jest? Sasza, jak jest naprawdę? Póki za Ukrainę wolną od faszyzmu giną inni to może sobie 80% społeczeństwa popierać tę wojnę. Ale ilu będzie popierać wysłanie tam siebie? Ilu dalej będzie wierzyło w propagandę? Ilu zacznie się interesować jak naprawdę sytuacja wygląda na lini frontu? Ilu naszych tam już zginęło? Ale tak na serio? Co na to wszystko ich matki, żony i kochanki? Cholernie to ryzykowna zabawa. dla władzy, nawet autorytarnej. Bo z całym społeczeństwen sama nie wygra. Tak więc pełna mobilizacja to też ogromne zagrożenie. I to dla wszystkich stron w tej wojnie. Beczka prochu która może rozwalić wroga, ale też równie dobrze wysadzić podpalającego loncik. Za tydzień bęziemy mądrzejsi.