Dzień sto siódmy
Wladimir
Dziś znów słów parę o neocarze Wladimirze. Właśnie bez żenady i skrupułow ogłosił że Rosja po prostu odbiera sobie swoje odwieczne ziemie. Ot tak, bo zawsze były ich. A nawet jeśli nie były to były. Bo tak się panu carowi fakty historyczne może i trochę pomieszały, ale kto się odważy wypomnieć. Tak powiedział, tak jest. Od razu spojrzałem na stare mapy, choćby takie XIX wieczne, nie wygląda to dobrze. I chyba trochę w tym tkwi właśnie problem Wołodii. Bo takie słowa nie wyglądają dobrze dla wielu sąsiadów naszego neocaratu. Kolejne genialne posunięcie. Kolejne Kraby od Polaków którzy chyba nie bardzo chcą sobie wybierać pod którym zaborem bedą sobie chcieli egzystować. Bałtyki wysyłające kolejne pakiety pomocowe. Finowie chyba też nie do końca są z tym OK, na pewno zmniejszy się ich zainteresowanie NATO. Szwedzi na to NATO. Nie wiem jakim echem się to odbiło w azjatyckich republikach, ale pewnie ich ambasady w Pekinie pracują na zdwojonych obrotach. Japończycy... ci chyba mają trochę odmienną opinię na tematy własnościowe na Kurylach. A tu jeszcze kolejne genialne posunięcie - zakaz połowów dla japońskich rybaków wokół Kuryli. No ja nie wiem czy to było dobre posunięcie. Japończycy te swoje sushi to jednak lubią. Bardzo lubią. A lobby rybackie u nich to jest jeszcze gorsze niż nasi górnicy. Przypomnę że oni wciąż tam łowią wieloryby i delfiny i nie ma siły która by im w tym przeszkodziła. A tu Wołodia im chce zakazać. Jak tam wyruszy japońska flotylla rybacka w eskorcie japońskiej... siły samoobrony.... to żeby się to czasem drugą Cuszimą im nie skończyło.
Ogólnie z tym terytorialnymi roszczeniami to lepiej ostrożnie, zwłaszcza jak się właśnie zaorało swoją armię w błotach Ukrainy. Bo po pierwsze sąsiedzi się mogą nieco zaniepokoić. I albo zebrać w kupę i pomagać z większą werwą temu co własnie dostaje wpierdol, albo zadzownić na noebieską linię. A po drugie to może to zadziałać w drugą stronę. Ktoś sobie może przypomnieć do kogo należała na przykład Syberia w XIIIw. Albo Smoleńsk w XVIIw.
Make my day
Wiewiórki donoszą że jeden z agentów ochrony naszego neocara ma bardzo wdzięczną i zaszczytną funkcję. Otóż ów zacny pan oficyjer FSB ma za zadanie na licznych wyprawach zbierać ekskrementa swego neocara i zabierać je do Moskwy. Chodzi ponoć o to żeby komuś nie wpadły w ręce próbki, które by można było poddać analizie i poznać tajne szczegóły stanu zdrowia Vladimira. Być może to prawda, być może urban legend. Ale gdyby to była prawda to by to dodatkowo potwierdzało plotki że ten stan zdrowia pewnie najlepszy nie jest. Może zatrucie ołowiem? To jeszcze do ustalenia. Ale mimo wszystko, nic tylko zazdrościć fuchy panu z FSB. Dream job. Pomyślcie, pewnie całe oglądał Bonda, marząc o brawurowych akcjach, super hitech gadzetach i pięknych kobietach. A tu taka szara, pardon, brązowa rzeczywistość.. I jak to potem sobie w CV wpisać w rubryce "responsibilities"? Przesrane... No kupa śmiechu.